Przejdź do treści Przejdź do nawigacji

Buke and Gase

Zapomnijcie na chwilę o wszystkich naklejkach typu: alternative, punk, diy. Zastanówcie się kogo faktycznie obdarzylibyście taką etykietą, a następnie posłuchajcie Buke & Gase, duetu, którego nikt nie stara się wsadzić do szufladki, bo skończyłoby się to porażką.

Zwyczajem już jest, że przed każdym ich wywiadem dziennikarze tłumaczą nazwę zespołu. Dlaczego? Bo zarówno buke, jak i gase to własnoręcznie wykonane instrumenty przez muzyków. Arone zajmowała się swego czasu naprawianiem rowerów, a Aron już wcześniej parał się budowaniem instrumentów.

Mając dwie pary rąk grają na elektrycznym, barytonowym ukelele oraz gitarze elektrycznej skrzyżowanej z basem, podczas kiedy ich stopy zajmują się w tym czasie instrumentarium perkusyjnym i przesterami. Są samowystarczalni i nieograniczeni żadnymi ramami.

Próbując nakreślić czego możecie się po nich spodziewać, sięgnąłbym do punkowego ducha nagrań Kathleen Hanna i Marnie Stern, który współegzystuje tutaj z popowym obliczem Fiony Apple czy St. Vincent.

Piosenki zespołu są chwytliwe i momentalnie wpadają w ucho, ale swoją energią wybiłyby z rytmu niejedną telewizje śniadaniową. Jednak trudno się temu dziwić, gdy wokalistka zasłuchuje się w Death Grips i SchnAAk.

Ich twórcza nadpobudliwość odczuwalna jest na studyjnych albumach, ale cała ich werwa znajduje ujście dopiero na koncertach. Niech za rekomendację posłuży reakcja braci Dessner z The National, którzy po występie B&G postanowili wydać ich debiutancki album.