Przejdź do treści Przejdź do nawigacji

Doug Tuttle

Solowy album Tuttle’a to zapomniane widokówki z lat ’60. Rozmyte twarze nastolatków okryte kłębami dymu. Melanż jaskrawych barw rozpływający się w gęstym powietrzu.

Doug sięga do dziecięcych wspomnień związanych z wydawnictwami Neila Younga i The Byrds. Psychodeliczne dźwięki gitary przypominają kontynuację dokonań George’a Harrisona. Tak samo jak w poprzednim zespole – MMOSS – Tuttle poszukuje brzmienia wzorując się na klasykach sprzed 50 lat. Wskrzeszając ducha psychodelii, staje się jej ambasadorem w dzisiejszych czasach.

Amerykanin nie należy do optymistów. Pod chmurą gitar ukrywa teksty o stratach i zmianach w swoim życiu. Zasłuchuje się głównie w smutnych, pokręconych kawałkach. Nie ucieka też od pop-rockowych utworów. Przy każdym spotkaniu z tym albumem zastanawia fakt, że został on nagrany w Massachusetts. Tak swobodne, nieskrępowane piosenki przywodzą na myśl obraz Kalifornii, akustyczne kawałki Ty Segalla i krążki White Fence. Seans z Doug Tuttle rozpocznijcie wersem z piosenki Beatlesów: “Turn off your mind, relax and float down stream”.